109. Co dają mi przeprowadzki?

21:40:00

Od zawsze byłam bardzo sentymentalna. Nie potrafiłam wyrzucić żadnej pamiątki, prezentu, zbędnych mi rzeczy, bo zawsze znajdował się jakiś powód, by tego nie robić. Na początku nie sprawiało mi to problemu, gromadziłam przedmioty, zdjęcia, wspomnienia i wszystko trzymałam w sobie. Albo w swoim pokoju, w którym powoli brakowało miejsca na te wszystkie sentymenty. W pewnym momencie, gdy zmieniło się we mnie bardzo wiele rzeczy, uznałam, że czas z tym skończyć. Nie był to jakiś pierwszorzędny problem, ale siedziało mi to gdzieś z tyłu głowy i po prostu męczyło. Chciałam to zmienić.

Zdjęcie od utalentowanej Jest Rudo.
Jeszcze kiedy byłam dzieckiem postanowiłam, że kiedyś wyjadę z mojego rodzinnego miasta pozbawionego perspektyw. Chciałam coś osiągnąć i chociaż nie miałam jeszcze dokładnie określonego planu, to wiedziałam, że tak będzie i koniec. W gimnazjum był epizod, kiedy to miałam się przeprowadzać. Kiedy się o tym dowiedziałam siadłam i zaczęłam płakać. Bo znajomi, bo szkoła, bo tutaj mam swój ukochany pokój, bo to, bo tamto. Jedna wielka sprzeczność. Na szczęście do przeprowadzki nie doszło, a czas toczył się dalej. Nadeszły matury i większość znajomych wyjechała na studia. Ja zostałam, bo miałam inny plan niż studia. Pod koniec roku jednak dostałam propozycję wyjazdu do Wrocławia. Nie zastanawiałam się długo, zmieniłam plany, spakowałam się i pojechałam.

Bez sentymentów. Zaczęłam całkiem nowy rozdział i chociaż przez pierwsze dni czułam się jak dziecko we mgle, to z każdym dniem było coraz lepiej. Zdarzało mi się nawet płakać ze szczęścia, że udało mi się coś, o czym marzyłam. Problem z sentymentem do miejsc się poprawił, pozostał jednak ten do rzeczy. Wszędzie targam ich ze sobą zbyt dużo. Bo to się może przydać, bo to jest fajne, a te spodnie i bluzkę pewnie niedługo będę nosić. Prawda jest taka, że większość z tych rzeczy leży i nie korzystam z nich kompletnie. 

W ciągu 13 miesięcy przeprowadzałam się już kilka razy. Po Wrocławiu byłam chwilę w rodzinnym mieście, a potem przeniosłam się do Zgorzelca. Teraz jestem przed kolejną przeprowadzką. :) Pakując powoli wszystkie rzeczy znowu zauważyłam, że sentymenty nie odpuściły. Część kartonów stoi już gotowa, ale postanowiłam sama sobie, że przejrzę wszystko raz jeszcze i twardo odłożę to, co nie będzie mi potrzebne. Trzymajcie kciuki.

Przeprowadzki dają mi poczucie wolności. Tego, że mogę, a nie muszę. Leczą z sentymentów, które mnie w pewnym stopniu męczyły. Pozwalają szukać mojego miejsca na Ziemi (chociaż tutaj podejrzewam, że już takowe znalazłam). Umożliwiają przeżycie czegoś innego, otwierają nowe drogi. Poznaję mnóstwo nowych i pozytywnych osób. Z każdego miejsca wynoszę jakieś wnioski, naukę, nowe doświadczenia. Uczą mnie szybko przyzwyczajać się do zmian, co kiedyś przychodziło mi z wielkim trudem. Stawiają przede mną nowe wyzwania. Pokazują, że wszystko idzie zorganizować, jeśli tylko się chce. Dają mi do zrozumienia, że dobrze wiem co robię i jestem przygotowana na ewentualne konsekwencje swoich decyzji. Pomagają zmienić otoczenie, kiedy tego potrzebuje. Działają pozytywnie w samorozwoju. 

Nie wykluczone, że kiedyś zostanę w jednym miejscu na dłużej. 
Póki co ruszam dalej odkrywać, poznawać, rozwijać się. 

You Might Also Like

0 komentarze

Subscribe