113. Studia i nie studia.

17:50:00


Wyobraźcie sobie miny ludzi, gdy pytając mnie o to, czy studiuję, beztrosko odpowiadam: nie. Zazwyczaj potem, zanim ktokolwiek da mi dojść do głosu, zaczyna się zasyp, a wręcz lawina zarzutów. Ludzie wyciągają swój wachlarz argumentów na to, że właśnie marnuje najlepszy okres w swoim życiu, moje życie właśnie się skończyło i na pewno do niczego w życiu nie dojdę. No w tym wypadku najprędzej do powiedzenia czegokolwiek, na przykład swojego zdania.

Temat ten przewija się dość często w różnych rozmowach. I równie często spotykam się z negatywnym odbiorem takich decyzji. Sytuacja nie dotyczy przecież tylko mnie, a wielu innych osób, które z jakiś tam powodów na dalszą naukę się nie zdecydowali. 

Generalnie to mam czasami wrażenie, że ludzie zapominają szanować siebie nawzajem. Oceniamy, szufladkujemy, wartościujemy i krytykujemy decyzje innych, najczęściej jeśli są odmienne, niż nasze. Nie poszedł na studia, więc na pewno jest za głupi i zbyt mało ambitny. Skończy z łopatą albo butelką amareny pod monopolowym. Poszedł na studia, hmm, pewnie tylko po to, żeby pokazać, jaki to nie jest super. Autentycznie takie opinie słyszałam, ręce opadają. 

Na nic są tłumaczenia, że każdy jest inny i każdy ma swój sposób na życie. Jeden pójdzie do liceum, potem na studia, zacznie pracę i założy rodzinę. Będzie prowadził poukładane i spokojne życie, co najważniejsze - będzie szczęśliwy, bo poszedł swoją drogą. Drugi zaś po skończeniu technikum otworzy mały, własny biznes w zawodzie, którego się uczył. Trzeci rzuci szkołę średnią i pójdzie do pracy, zainwestuje w kursy i w wieku lat trzydziestu będzie dyrektorem jakiejś firmy. Czwarty po skończeniu liceum będzie nadal szukał swojej drogi i tego, co chce robić. Pięć lat później, bogatszy już o doświadczenia, pójdzie na studia i skończy je z największą przyjemnością. Historii i scenariuszy mogą być setki, ale łączy je jedno. Ci ludzie będą szczęśliwi, bo poszli własną drogą.

Może kiedyś pójście na studia dawało większą gwarancję lepszej pracy. Teraz czasy trochę się zmieniły i może tam iść w zasadzie każdy. Nie sztuką jest prześlizgnięcie się przez trzy lata licencjatu tylko po to, by dostać papierek, bo nie on jest najważniejszy. Liczy się to, co i ile wyniesiesz z tego czasu poświęconego na wykłady, ćwiczenia czy naukę. Czy w międzyczasie znajdziesz jakieś praktyki czy kolejne wolne popołudnie spędzisz oglądając serial. Wszystko leży w Twoich rękach, to od Ciebie zależy czy Twoje studia będą miały sens czy nie. Argument, że bez skończenia jakiegoś konkretnego kierunku nie znajdę dobrej pracy uważam za bezpodstawny. Bardzo ważnym aspektem jest też doświadczenie, które można nabyć nie tylko na uczelni. Kursy, szkolenia, czy sama praca na jakimś stanowisku daje Ci wiele możliwości. Pytanie tylko, z ilu z nich skorzystasz?

Jedną z gorszych rzeczy, jakie można zrobić to pójście na studia, bo tak wypada, bo co ludzie powiedzą, bo rodzice tak chcieli, bo tak trzeba, bo nie wiem co z życiem zrobić, bo kolega idzie .. Niepotrzebne skreślić. Halo, gdzie w tym wszystkim jesteś Ty? Wbrew pozorom patrzenie również na swoje potrzeby nie jest wcale przejawem egoizmu czy jakiegoś narcyzmu.

W moim wypadku życie jest zbyt zmienne, bym mogła w tym momencie siedzieć trzy czy pięć lat w jednym miejscu. Sama nie wiem, gdzie będę za miesiąc czy pół roku, więc ten temat u mnie póki co czeka. Wszystko w swoim czasie, teraz rozwijam się inaczej i w innych kierunkach. ;)

A jakie Wy macie podejście do studiowania?

Przypominam również o nowej stronie na facebooku: Paryski Błękit

You Might Also Like

0 komentarze

Subscribe